Dzisiaj – 31 sierpnia 2019 roku – minęły dokładnie trzy lata od naszej przeprowadzki z Krakowa do Reykjaviku. Pomimo tego, że dosyć sporo rzeczy w tym czasie się wydarzyło, to mam wrażenie, że w Islandii jestem dopiero parę miesięcy. Że to dopiero początek i tak mało jeszcze wiem i widziałam… Jednak z drugiej strony upłynęło wystarczająco dużo czasu, że mogę powiedzieć ci, czy emigracja była dla nas dobrym pomysłem.
Jeżeli zapytasz mnie, czy emigracja to dobry pomysł, to odpowiem ci, że nie. I wcale nie dlatego, że ja sama żałuję tej decyzji albo że nie chcę, by tobie się lepiej powodziło. Odpowiem ci tak, ponieważ tej decyzji musisz być na tyle pewna, że nie będziesz o to nikogo pytać.
Emigracja to niesamowicie indywidualna sprawa i podjęcie decyzji o przeprowadzce musi być świadome i samodzielne. Dobrze ją przemyśl, przeanalizuj wszystkie plusy i minusy mieszkania w kraju ojczystym i w tym, w którym masz ochotę zamieszkać – oczywiście na tyle, ile się da – i zdobądź na jego temat, jak najwięcej informacji. Stwórz plan na siebie i uświadom sobie, że początki życia na obczyźnie mogą być bardzo trudne.
My naszej przeprowadzki do Islandii byliśmy bardzo świadomi i przygotowywaliśmy się do niej przez ponad rok. W tym czasie czytaliśmy książki, chodziliśmy na kurs języka islandzkiego, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy wcześniej mieszkali w Islandii, chodziliśmy na prelekcje podróżnicze o Islandii i oczywiście wertowaliśmy Internet. Spisywaliśmy wszystkie praktyczne informacje ze stron urzędowych i Ambasady. Czytaliśmy też blogi o tematyce islandzkiej, głównie: naszej znajomej Kariny – karaboska.com; Bereniki, którą poznaliśmy dopiero w Islandii – icestory.pl oraz takie blogi jak panidorcia.pl, które dały nam świetny obraz życia w Islandii. Szukaliśmy też filmików na YouTube, ale o Islandii było mało. Pamiętam, że oglądaliśmy wtedy Dżastinis. Więcej o tym, dlaczego zdecydowaliśmy się przeprowadzić, przeczytasz tutaj: Cała prawda o naszej emigracji do Islandii.
Każdego tygodnia dostajemy przynajmniej kilka wiadomości od naszych czytelników/widzów, którzy wahają się nad przeprowadzką do Islandii. Pytają nas o najróżniejsze rzeczy, uważają nas za ekspertów. Chętnie odpowiadamy na te wszystkie pytania, ale nie chcemy być traktowani, jak jakiś wyznacznik. Natomiast faktycznie lubimy dzielić się naszym życiem – jakimiś tam sukcesami, ale też problemami – by pomagać w ten sposób innym, zobaczyć realia życia w Islandii. Znajdźcie takie osoby dla siebie, to naprawdę dużo daje.
Czasami zaczepiają nas ludzie i mówią, a nawet i dziękują, że dzięki nam odważyli się spróbować życia w Islandii. Część z nich przyznaje jednak, że niestety Islandia to nie jest to, a inni, że właśnie jak najbardziej, że Islandia stała się ich miejscem na Ziemi – tak jak dla nas. Jak widzisz, nie ma reguły.
Nie powiem ci, czy emigracja to dobry pomysł dla ciebie, ponieważ nie jestem tobą. Nie znam cię i nie czuję się upoważniona do sugerowania czegokolwiek w tak ważnej sprawie. I ty też nie patrz na siebie/swoją emigrację przez nasz pryzmat. To, że nam podoba się życie za granicą – w naszej ukochanej Islandii – i to, że nie dotyka nas większość emigranckich rozterek, nie oznacza, że ty miałabyś tak samo.
Masz inne doświadczenia, pasje, marzenia, cele do zrealizowania, priorytety, wykształcenie, wartości, rodzinę, przyjaciół i znajomych. I w sumie wiele, wiele więcej tych “innych”. Masz inny charakter, sposób bycia i inaczej postrzegasz świat.
Ja ci mogę tylko powiedzieć, czy emigracja była dla nas dobrym pomysłem.
Czy emigracja była dla nas dobrym pomysłem?
Na emigracji jesteś trochę jak taki nowo narodzony człowiek. Wszystko dla ciebie jest nowe, wszystkiego uczysz się od zera i wszystko budujesz od początku. Jednych trochę to przeraża, a drugich niesamowicie ekscytuje. My podeszliśmy do naszej przeprowadzki bardzo optymistycznie, jednak zdając sobie sprawę, że będziemy zmierzać się z różnymi problemami. I właśnie tak było.
Nasz pierwszy rok był najtrudniejszy. Z dyplomem magistra wylądowałam na zmywaku. Mąż z pracy w branży IT również. Potem gastronomia. Dodatkowo emigracja pochłonęła absolutnie wszystkie nasze oszczędności (około 20 tys. zł), które na Islandii nie były imponującą sumą. Musieliśmy wynająć pokój, mieszkanie, a następnie je urządzić. I mieć parę groszy na jedzenie, transport i inne codzienne wydatki. Wrzesień/październik 2016 przeżyliśmy z 7 tys. koron (około 220 zł) na koncie.
I w tym czasie, kiedy jeszcze tak naprawdę nic nie wiedzieliśmy i pokornie się wszystkiego uczyliśmy, musieliśmy zmierzać się z nieprzychylnością ze strony naszych… rodaków. Jesteś miła, uprzejma, uśmiechnięta i pomocna, i nieoczekiwanie osoba, z którą niby się przyjaźnisz, zaczyna odnosić się do ciebie pogardliwie. Bez powodu, serio. Nie raz, nie dwa przekonaliśmy się, że Polak Polakowi wilkiem. Tak wielkiej zazdrości, zawiści, złośliwości, dziwnych i idiotycznych zachowań ze strony Polaków, nigdzie indziej nie doświadczyliśmy. Tym bardziej zdziwiły nas osoby w podobnym do nas wieku, z podobnym stażem, też goniące za swoimi marzeniami. Trzeba mieć siłę, nie przejmować się i odcinać od toksycznych ludzi. To w końcu oni mają problem, są mali, zakompleksieni i nie potrafią przełknąć czyjegoś… sukcesu?
Paradoksalnie to właśnie tutaj w Islandii poznaliśmy naszych największych polskich przyjaciół. Jestem przekonana, że życie bez nich na pewno nie byłoby takie kolorowe. I mnóstwo fajnych polskich znajomych również tutaj poznaliśmy. I żyje nam się super! Relacje są niezmiernie ważne.
Pierwszy sukces osiągnęliśmy po roku. Tak! Ja uważam, że odnieśliśmy sukces – chociaż przed nami jeszcze tyyyle do zrealizowania! – i nie boję się o tym głośno mówić. W Polsce niby nie ładnie się chwalić, mówić o osiągnięciach, ale ja mam zupełnie inne podejście. Ja na przykład bardzo inspiruję się osobami, które odnoszą sukces. Osobami, które są lepsze, mądrzejsze ode mnie, od których mogę się czegoś nauczyć. Dają mi motywację do działania i wiarę, że mnie też się uda. I dlatego ja również staram się swoim własnym, skromnym przykładem pokazywać, że jak się chce coś w życiu osiągnąć, to przy włożeniu odpowiednio dużego wysiłku, się da.
I ten sukces osiągnęliśmy po roku od przeprowadzki. Praca w zawodzie, coraz więcej pieniędzy na koncie, coraz lepsze zdrowie i coraz szerzej otwarte umysły. Zaczęliśmy planować podróże, pomału zajmować się naszymi pasjami, ale pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że… zostaniemy rodzicami! Znów nam się życie przewartościowało i tym akcentem minął nasz pierwszy (no odrobinkę ponad) rok życia w Islandii.
Emigracja sukcesywnie zaczęła nas zmieniać. Życie pomału nabierało wymarzonych przez nas kolorów, każdego dnia stawaliśmy się coraz szczęśliwszymi ludźmi. Ale był do tego potrzebny czas, nauka i obserwacja siebie i świata.
Zauważyliśmy, że zmiana otoczenia i obserwowanie nowych zachowań bardzo dobrze na nas wpłynęły. W pewnym momencie my sami zaczęliśmy analizować siebie. Coraz łatwiej zaczęliśmy dostrzegać różne błędy, które popełnialiśmy w przeszłości i powoli, lecz uparcie zaczęliśmy je naprawiać. Na każdej płaszczyźnie.
Zaczęło się od spożywanych posiłków. Przeszliśmy na dietę roślinną (z małymi wyjątkami). Chociaż wegetarianami byliśmy “od zawsze”, to coraz bardziej zaczęliśmy się skłaniać ku weganizmowi. A przy tym rozumieć, jak dużo daje wiedza umiejętnego komponowania produktów. Gotowanie stało się naszą mini pasją.
Następnie zaczęliśmy przyglądać się swojemu ciału, mięśniom, włosom, paznokciom, cerze. Założyliśmy notes i wszystkie niepokojące nas objawy, zachowania spisywaliśmy. Po różnych badaniach dowiedzieliśmy się, co mamy do podreperowania i niestety jest tego dużo. Jednak dzięki (prawie) cowieczornej jodze, leżeniu na macie do akupresury i przede wszystkim długim spacerom w ciągu dnia – niezależnie od pogody – oraz uczęszczaniu na basen, nasze samopoczucie zdecydowanie się polepszyło. Oczywiście byliśmy wcześniej aktywni, kochamy piesze wędrówki, ale często islandzka pogoda nas rozleniwiała do aktywności. Zmieniliśmy to.
Dostrzegliśmy również, że zaniedbaliśmy swój wewnętrzny rozwój. A rozwijanie pasji, umiejętności i uczenie się nowych rzeczy, nie dość, że sprawia mnóstwo frajdy, to daje poczucie – trudno mi je wyrazić w słowach – jakiejś takiej dumy. Nie żałujemy pieniędzy na rozwój osobisty, wiemy, że takie inwestycje dają dużo więcej, niż można byłoby sobie pomyśleć.
My – osoby, które zawsze były przytłoczone rzeczami – w Islandii staliśmy się bardziej minimalistami, choć do nich jest nam naprawdę bardzo daleko. Owszem, mamy dużo rzeczy, ale zaczęliśmy kupować i zbierać ich dużo mniej. Do tego doszła świadomość, że życie w stylu eko jest znacznie lepsze nie tylko dla człowieka, ale również dla naszej planety. Przestaliśmy kupować trującą chemię (środki czystości i kosmetyki zastąpiliśmy produktami ekologicznymi z wyższej półki) i zaczęliśmy unikać sztucznych materiałów (większość ubrań w szafie mamy ze szlachetnych materiałów – bawełna, len, kaszmir). Cały czas staramy się być w tym coraz lepsi, ale wiadomo, nie zawsze jest to takie łatwe.
I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz! Zaczęliśmy dużo bardziej pielęgnować relacje. Nasze relacje między ludźmi, których poznajemy, znamy od dawna i oczywiście z przyjaciółmi i rodziną. Jakoś tak na emigracji człowiek dużo bardziej ceni sobie znajomości i utrzymywanie kontaktów.
Zdaliśmy sobie sprawę, że każdy dzień to dar, że każdego dnia możemy tak dużo zrobić dla siebie i świata. Przestaliśmy popadać w jakieś smutne nastroje, doceniliśmy siebie, naszą miłość i po prostu zaczęliśmy podchodzić do życia i zdrowia holistycznie.
Tak dużo dała nam emigracja. Czy nauczylibyśmy się tego wszystkiego, gdybyśmy się na nią nie zdecydowali? Możliwe, że tak. Może, to wszystko zależy od upływającego czasu. Nie wiem. Ale wiem, że w Islandii nasze życie stało się lepsze.

2016
Emigracja stawia człowieka w tak wyjątkowej sytuacji, że nagle otwierają mu się oczy na rzeczy, o których by wcześniej nawet nie pomyślał. Zaczyna doceniać przeszłość, wszystkie doświadczenia i całe swoje życie. I takie głębokie przemyślenia mogą spowodować w nim chęć powrotu do kraju ojczystego – to też jest dobre!
Najważniejsze, aby odnaleźć swoją drogę.