Czy emigracja do Maroka jest trudna? Czy jest to kraj, w którym Polak się odnajdzie? I w ogóle, jakie jest Maroko? Te pytania zadaliśmy Oli, która w Maroku odnalazła szczęście. Opowiedziała nam również o zaletach, wadach tego kraju, a także kuchni! Zapraszamy do przeczytania naszej drugiej rozmowy z cyklu “Moja Emigracja“.
Jak to się stało, że zamieszkałaś w Maroku?
W Maroku znalazłam się w akcie desperacji (śmiech). Przechodziłam bardzo ciężki czas w moim życiu. Ja i moja rodzina doświadczyliśmy ogromnego cierpienia, które uświadomiło mi, że czas na tym świecie nie jest nieograniczony. Że zdrowie nie jest dane na zawsze. Dusiłam się w moim życiu. Czułam, że czas mi ucieka przez palce, że wszystko jest nijakie. Że to nie prawdziwa ja, tylko wizerunek, który stworzyłam, żeby pasować do realiów i oczekiwań. Byłam specjalistką od spełniania oczekiwań innych. Bałam się, że ludzie wokół nie zaakceptują prawdziwej mnie. Aż w pewnym momencie pękłam. I zmieniłam dosłownie wszystko.
Do Maroka pojechałam pierwszy raz na wakacje. Od kilku lat nieśmiało roiłam sobie w głowie ten kierunek. Maroko w mojej świadomości pojawiło się za sprawą filmu o Yves Saint Laurent, w którym pierwszy raz zobaczyłam Ogród Majorelle w Marrakeszu. Po pewnym czasie przyszła fascynacja kafelkami w marokańskim stylu. Jestem ogromną fanką dekorowania wnętrz, a gdy przez internet poznałam właściciela fabryki produkującej zellige i cementowe kafle, zupełnie przepadłam. Chciałam zobaczyć je na własne oczy. Chciałam ich dotknąć.
Moje dotychczasowe życie się rozsypało. A ja potrzebowałam oddechu. Pomyślałam, że Maroko jest tak totalnie inne od wszystkiego, co znam, że tam nie będę miała czasu myśleć o problemach.
Po tygodniu w Maroku wiedziałam, że muszę tam wrócić. Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Siedziałam rano w kawiarni. Ostatnia kawa przed wyjazdem na lotnisko. Patrzyłam na czerwone mury medyny Marrakeszu. Słońce dopiero zaczynało piec. A we mnie wszystko krzyczało, żeby zostać. Że tu jest w tym momencie moje miejsce.
Na wyjazd na dłużej zdecydowałam się po tym, jak się zakochałam. Ciężko było nie wpaść po uszy w marokańskim słońcu 😉 Do marca latałam, kiedy mogłam, a w planie miałam wyjazd na stałe latem. Ale pandemia zmieniła moje plany. Wleciałam do Maroka 8 marca i gdy świat oszalał, i zaczęły się loty specjalne, ja postanowiłam zostać w Maroku. W końcu i tak planowałam przeprowadzkę. Kilka miesięcy w tę czy we w tę – co za różnica 😀 Obecnie jestem w Polsce i załatwiam ważne sprawy, z którymi muszę się uporać. Mam nadzieję, że pod koniec października znowu będę pić marokańską herbatę na podwieczorek. Przez obecną ciężką sytuację ekonomiczną w Maroku nie wiem, czy zostanę tam na stałe, ale liczę, że chociaż na kilka miesięcy. Zobaczymy, co los przyniesie, a ja przyjmę to z otwartymi ramionami.
Jak długo mieszkasz w Maroku?
Tak naprawdę bardzo krótko. Ciągiem spędziłam tam 5 miesięcy od marca do końca lipca i niecierpliwie czekam na powrót. Musiałam wyjechać, bo nie miałam podstaw do ubiegania się o status rezydenta i czekało na mnie sporo spraw w Polsce. Na szczęście Maroko zaczyna się powoli otwierać i mimo nadal ostrych wymagań da się tam wlecieć.
Czy było coś, co Cię zaskoczyło po przeprowadzce?
Haha, pandemia i lockdown mnie zaskoczyły. 😉 Bo wpadłam w nie bezpośrednio zaraz po przylocie. W Maroku restrykcje i lockdown były wyjątkowo ostre. Całkowity zakaz wychodzenia z domu, godzina policyjna, zezwolenia na wejście do supermarketu, zakaz opuszczania miast, brak komunikacji miejskiej. Na początku było bardzo ciężko do tego przywyknąć.
Z marokańskiej rzeczywistości zaskoczyło mnie niewiele, bo Maroko znałam już dosyć dobrze, zanim zostałam tam na dłużej.
Na pewno żyjąc w Maroku, zaskoczyły mnie ceny jedzenia. Przyjeżdżając turystycznie, odnosi się wrażenie, że jedzenie w Maroku jest tanie, bo jedzenie na mieście jest bardzo tanie. Natomiast, robiąc normalne zakupy w supermarkecie, koszty są nawet większe niż w Polsce. Prawie nie ma tu serów typu feta, pleśniowy itp. Ani suszonych pomidorów. A karton mleka bez laktozy kosztuje 20 dh. Kosmiczna cena, tym bardziej na tutejsze zarobki. Ale za to warzywa i owoce są w rewelacyjnych cenach.
Jak poradziłaś sobie ze znalezieniem pracy, mieszkania?
Pracy w Maroku nigdy nie szukałam, bo pracuję zdalnie jako copywriter dietetyczny z polskimi redakcjami i portalami. Ta opcja jest dla mnie wygodna w moim obecnym cygańskim życiu. Szukaniem mieszkania też nie zajmowałam się osobiście, bo robił to mój partner. Moim zadaniem było tylko wyrazić akceptację lub jej brak 😉 Mam też za sobą epizod mieszkania z marokańskimi teściami.
Zasadniczo, jeśli chodzi o pracę w Maroku, niezbędna jest znajomość co najmniej francuskiego. Mile widziany arabski/darija. Zdarzają się oferty dla osób mówiących po angielsku, a ostatnio nawet dwie firmy call center rekrutują Polaków. Zdeterminowane osoby coś dla siebie znajdą. Na pewno w miastach turystycznych jest dużo łatwiej o pracę dla Polaków ze względu na konieczność obsługi gości hotelowych mówiących w różnych językach.
Kwestie mieszkaniowe wyglądają następująco. Mieszkania są zwykle duże. I zwykle jest jakiś problem z łazienką. Szukanie mieszkania na długoterminowy wynajem może być wyzwaniem, jeśli nie zna się nikogo na miejscu, kto uruchomi siatkę kontaktów. W Maroku nadal żywe jest załatwianie każdej sprawy przez rozpuszczanie plotek i czekanie aż znajomy znajomego przyjdzie z rozwiązaniem. Szukasz samochodu? Znajomy kolegi jest mechanikiem, pomoże ci. Chcesz kupić sukienkę? Kolega sprzedaje. Nie masz mieszkania? Rozpuść wici. Ktoś na pewno ma. No i szukając w ten sposób, cena jest dużo niższa. Jeśli nie ma kto nam pomóc, można skorzystać z grup na facebooku z ogłoszeniami o wynajmie długoterminowym, strony avito.ma, albo usług agencji.
Z jakimi trudnościami mierzysz się żyjąc w Maroku?
Mój podstawowy problem to język. Większość osób w Maroku nie mówi po angielsku. Ja nie mówię po francusku. Uczę się darijy, ale to mozolny proces. Na samym początku, jeszcze odwiedzając Maroko, nie byłam w stanie zdania sklecić w darijy i bałam się tej bariery. Później okazało się, że najważniejsze są dobre chęci. Robię zakupy czy płacę w restauracji bez problemu, ale do wszelkich bardziej skomplikowanych czynności potrzebuję kogoś, kto mówi po arabsku. Nie ma możliwości, żeby w urzędzie załatwić coś po angielsku. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia. Bariera językowa przeszkadza mi też bardzo w kontaktach z marokańską rodziną. Ale jakoś dajemy radę. Najważniejsze, że naprawdę się lubimy.
Problematyczna w Maroku jest karta pobytu. Legalnie można w Maroku przebywać 90 dni. Jeśli nie jest się rezydentem, trzeba opuszczać Maroko co te 3 miesiące. Można wyjechać nawet na kilka godzin do jednej z hiszpańskich enklaw na terenie Maroka, ale pieczątka w paszporcie musi być. O rezydenturę można się starać na podstawie aktu ślubu z Marokańczykiem, chcąc prowadzić biznes w Maroku, albo dokumentując regularny przychód ze swojej pracy.
Z kwestii kulturowych – musiałam dopasować się pod względem ubioru. Dbać o to, żeby za dużo nie było na wierzchu. Nie chodzi o to, że w szortach ktoś by mi zrobił krzywdę albo źle traktował. Marokańczycy są przyzwyczajeni do turystów, a i wśród Marokanek zdarzają się kobiety w naprawdę skąpych strojach. Chodzi o to, że ja nie chcę być postrzegana jak turystka.
Kilka razy sprzedawcy próbowali zawyżać ceny, nie zdając sobie sprawy, że już się w nich orientuję. Oczywiście na początku dałam się naciąć. Słynne w rodzinie są truskawki, które kupiłam po 30 dh za kg, gdy normalna cena to 10 dh. Ale był to mój pierwszy samodzielny zakup. Byłam dumna z siebie, że w ogóle udało mi się wydobyć z siebie jakieś zdanie w darijy (śmiech).
Czy szybko zaaklimatyzowałaś się w nowym miejscu? Czy masz swoją grupę znajomych?
W Maroku czuję się jak ryba w wodzie. Czuję się wolna i lekka. Oczywiście zdarzają mi się gorsze dni i nachodzą wątpliwości, ale zasadniczo Maroko to jest moje miejsce. Miejsce, w którym jestem sobą. Mogę być głośna i chaotyczna, bo wszyscy tacy są. Mogę się głośno i dużo śmiać. Mogę zasypiać po obiedzie, bo jest za gorąco, żeby tego nie robić. W domu rodziców mojego partnera jestem jednym z dzieci. Czuję się tam naprawdę rewelacyjnie. Mam nawet swój kubek, bo teściowa zauważyła, że lubię pić kawę z bardzo dużych kubków i kupiła takie do domu. Był to niesamowicie miły gest.
Co mnie irytuje? Zaczepki na ulicy. Mam serdecznie dość gwizdów i wołania w moją stronę. To nie są sytuacje niebezpieczne. Nikt do mnie nie podchodzi, ani nie dotyka. Nic z tych rzeczy. Ale jest w Maroku grupa facetów – natrętów, którzy nie szanują tego, że wchodzą z butami w czyjąś przestrzeń takimi zachowaniami. Marokańska przyjaciółka próbuje mnie pocieszać, że to dotyczy wszystkich kobiet w Maroku, nie tylko Europejek. Ale bardzo nie podoba mi się społeczne przyzwolenie na zaczepki.
W Meknes, tam, gdzie mam swoją marokańską bazę, nie mam żadnej polskiej koleżanki, nad czym bardzo ubolewam. Ogólnie w Maroku jest sporo Polek. Bardzo dużo w Agadirze, trochę w Marrakeszu i w Casablance. Kilka znam osobiście, inne tylko przez internet. Utrzymuję kontakt z rewelacyjnymi dziewczynami, ale zdarzają się i nieprzyjemne osoby. Bardzo zaprzyjaźniłam się z kuzynką mojego chłopaka. Rewelacyjnie nam się ze sobą rozmawia. Chciałabym mieć znajomych również w Meknes. Tęsknię za babskimi pogaduchami przy popołudniowej kawie.
Jakie są stosunki pomiędzy Polakami? Czy masz polskich przyjaciół?
Ciężko mi wypowiedzieć się ogólnie. Z moich doświadczeń, trafiłam na mnóstwo fantastycznych osób i kilka złośliwych. Osoby, z którymi utrzymuję kontakt, są bardzo pomocne. Wymieniamy się informacjami, radzimy się siebie, kibicujemy sobie. Jest naprawdę fajna atmosfera między nami.
Masz swoje ulubione miejsca, wydarzenia w Maroku?
Myśląc o wydarzeniach, przychodzą mi do głowy święta, ale zdecydowanie nie jest to coś do polecenia turystom 😉 Na pewno warto wybrać się na festiwal muzyki gnawa, który odbywa się co roku w czerwcu lub lipcu w Essaouirze. To bardzo duże i znane wydarzenie.
Atrakcje, których warto według mnie doświadczyć to noc na pustyni w okolicach Marrakeszu lub Agadiru, przejażdżka na wielbłądzie (tylko trzeba zwracać uwagę, czy zwierzęta nie są męczone i nie pracują na okrągło) wizyta w hammamie (ale tym turystycznym. W lokalnym można się bardzo zniesmaczyć włosami i zwałkowaną skórą na podłodze. Chyba że ktoś lubi autentyczne doświadczenia – wtedy jak najbardziej warto). Osobiście lubię bardzo bary z sziszą, picie czarnej kawy z przyprawami w ogrodach marokańskich miast. Często sprzedają ją panowie chodzący z wielkimi czajnikami podgrzewanymi małym paleniskiem od spodu. Świetna konstrukcja. Kupowanie przekąsek od sprzedawców na straganach, kawałków świeżego kokosa (1 dh za kawałek), soków, które są w rewelacyjnych cenach (10-20 dh, zależnie od smaku i lokalizacji). Wyjście do restauracji z muzyką gnawa na żywo też uważam za świetny pomysł. Must visit, będąc w Maroku jest spacer po souku czyli targu. Część jest bardziej nakierowana na turystów, inne są bardzo lokalne i te są dla mnie najbardziej ekscytujące, bo autentyczne. Na głównych placach miast lub niedaleko souków można zrobić sobie hennę, co według mnie jest koniecznością, odwiedzając Maroko. Rewelacyjnie, gdy znamy kogoś, kto maluje henną na wesela. Wtedy wykonanie jest dużo lepsze. Ale te od pań z ulicy też bardzo lubię. Kolejna rzecz, którą naprawdę warto zrobić, wybierając się do Maroka, to nocleg w riadzie – tradycyjnym domu w starej dzielnicy z basenem lub ogrodem na dziedzińcu. Można poczuć się jak arabska księżniczka 😉 Ojej, wiele ciekawych rzeczy można robić w Maroku. Same przechadzki ulicami medyn są niesamowitą atrakcją. Wsłuchanie się w nawoływanie na modlitwę. Picie kawy w lokalnej kawiarni, gdzie krzesła zwrócone są w stronę ulicy, bo Marokańczycy to straszni plotkarze 😉 A ponadto oczywiście zabytki, ogrody, główne place miast wieczorami. Książkę można by o tym napisać 🙂 Ja jestem typowym mieszczuchem, więc moje polecajki są miejskie. Ale w Maroku nie brakuje też cudów natury. W tym temacie jednak nie jestem specjalistką.
Moim ukochanym miastem jest Marrakesz – wizytówka Maroka. Ale jednocześnie miasto bardzo głośne, chaotyczne i napastliwe (w normalnych czasach. Przez pandemię niestety wymarłe i jest tam bardzo trudna sytuacja teraz). Raczej nie polecam Marrakeszu osobom, które wybierają się do Maroka pierwszy raz. Bardzo podobało mi się w Rabacie i w Tetouan. Z Tetouan w kilkanaście minut można dostać się na przepiękne plaże. Podobnie z Rabatu, bo plaża w samym Rabacie nie cieszy się wielką popularnością. I oczywiście niebieska perła – Chefchaouen. Na 2-3 dni bardzo warto, będąc na północy Maroka. Nie mogę nie wspomnieć o Meknes. Miasto nie jest tak chętnie odwiedzane przez turystów, a w sumie nie wiem dlaczego. Nie ma tam tyle zabytków, co w Rabacie czy Marrakeszu, ale Meknes ma swoje perełki architektoniczne. W końcu była to stolica Maroka. Na wyjeździe z miasta mieści się nowoczesny ogromny aquapark oddany do użytku 2-3 lata temu. I jest tam moja ulubiona przepiękna kawiarnia w Bab el Khamis.
Jak mieszkańcy kraju spędzają wolny czas? Czy Ty również spędzasz go podobnie?
To, co najłatwiej zaobserwować – mężczyźni w każdym wieku spotykają się w kawiarniach. Wychodzą z domu praktycznie codziennie. Kawiarnie są pełne od rana do nocy, zapełnione głównie mężczyznami. Oni nie tyle piją tam kawę, co spotykają się na pogawędki, oglądają mecze. Kobiety, które jeszcze nie są mężatkami też spotykają się w kawiarniach, ale dużo rzadziej niż mężczyźni. Wśród kobiet, które mają męża i dzieci dominują spotkania w domu. Dużo jest też spotkań rodzinnych, podczas których kobiety wspólnie gotują, a mężczyźni rozmawiają „o życiu” (śmiech). Nie są popularne spotkania młodych osób w mieszanym gronie. Mam na myśli kilka par spotykających się w restauracji lub w domu. Zadałam mojemu partnerowi pytanie: Co Marokańczycy robią w wolnym czasie? Odpowiedział mi, że siadają ze znajomymi i plotkują o innych (śmiech). I to zdecydowanie prawda. Marokańczycy kochają plotki. W marokańskim domu telewizor odgrywa ważną rolę. Niestety. Często jest centrum wszelkich aktywności. Co bardzo mi się podoba, to wieczory na zewnątrz – na spacerach lub na trawnikach. Całe rodziny przesiadują tam godzinami. Dorośli rozmawiają, dzieci się bawią. Bardzo fajny widok.
Jaka jest marokańska kuchnia ? Czy jest coś, co koniecznie trzeba spróbować?
Marokańska kuchnia uchodzi za tłustą i mięsną, co według mnie nie jest do końca prawdą. Ale pod względem deserów na pewno jest bardzo słodka. Po pierwsze, większość dań jest gotowana – albo bardzo wolno w tajinie (glinianym naczyniu ze stożkową pokrywą), albo bardzo szybko w szybkowarze. Po drugie, mięso nie gości bardzo często lub w dużych ilościach na stołach większości rodzin, bo ludzi na to nie stać. Ostatnio pisałam artykuł o wege jedzeniu w Maroku, więc mam dane 😉 Rocznie Marokańczyk zjada 17 kg czerwonego mięsa i 16 kg drobiu, a Polak – 40 kg czerwonego mięsa i 24 kg drobiu. W codziennej marokańskiej kuchni jest bardzo dużo węglowodanów. Śniadania są głównie słodkie, obiad je się za pomocą pieczywa, kaskrout, czyli przekąska to również przede wszystkim placki – baghrir, harcha, malwi, ciastka. W mojej marokańskiej rodzinie wszyscy żartują z taty, że on je nawet chleb z chlebem. Wrzuca chleb do zupy pełnej składników, a potem jeszcze zagryza to chlebem (śmiech).
Sztandarowe elementy marokańskiej kuchni to:
- zielona herbata z miętą i ogromną ilością cukru,
- kuskus – wolno gotowana kasza z 7 warzywami i mięsem lub ciecierzycą – świąteczne piątkowe danie,
- harira – zupa z pomidorów z ciecierzycą, soczewicą, wołowiną i makaronem,
- tajine – danie przygotowane w glinianym naczyniu o tej samej nazwie, występuje w bardzo wielu wariantach. Najbardziej popularny jest tajine z baraniną lub wołowiną, suszonymi śliwkami i sezamem; z kurczakiem, marchewką, oliwkami i kiszoną cytryną oraz wegetariański,
- baghrir, harcha, malwi – placki i naleśniki na słodko lub na słono,
- omlet berberyjski w tajinie,
- street food – sandwich, panini i tacos,
- bstilla – okrągły placek z ciasta filo z nadzieniem z jajek i kurczaka, z cukrem pudrem i cynamonem,
- kurczak nadziewany,
- ciastka – ogromny wybór słodyczy.
https://www.instagram.com/p/CFFpeyYhmoq/
Największe zalety i wady Maroka?
Ale pytanie! Zacznę od wad. Po pierwsze kiepska sytuacja ekonomiczna. Aby żyć komfortowo w Maroku najłatwiej jest mieć europejską wypłatę. Wiele osób nie ma pracy, a zarobki często są katastrofalnie niskie. Kolejna rzecz to biurokracja i załatwienie czegokolwiek w urzędach czy banku. Kolejki. Nieznane nikomu godziny otwarcia (godziny otwarcia są oczywiście podane, ale ciężko zgadnąć, czy w godzinach pracy na pewno znajdziemy osobę, której szukamy). Poszukiwanie urzędników w różnych placówkach. Ignorowanie wpływających dokumentów. Długi czas oczekiwania. Order za cierpliwość się należy każdemu, kto załatwia coś urzędowego w Maroku. Służba zdrowia woła o pomstę do nieba. Nawet usługi prywatne pozostawiają wiele do życzenia. Są miejsca, w których jest brudno. Ludzie wyrzucają śmieci za siebie, nie rozumieją sensu segregacji. Jest to dla nich bardzo odległy temat. A w dodatku praca osób sprzątających miasto nie jest dobrze opłacana, a przy tym stygmatyzowana. Kolejna rzecz – zaczepki na ulicach. I brak reakcji ze strony społeczeństwa, ale o tym już wspominałam wyżej. Ach, no i związek bez ślubu jest nielegalny, ale pary mieszane dadzą radę to obejść. 😉
Zalety mają dla mnie wymiar przede wszystkim emocjonalny. Kocham długie lato i brak zimy w Maroku. Słońce przez cały rok rewelacyjnie na mnie wpływa. To dla mnie ważne, bo po moich przejściach jestem podatna na zmienne nastroje i gorsze okresy. Uwielbiam architekturę, kolory, zdobienia. I kafelki! Mimo że zellige widuję w Maroku praktycznie codziennie, cały czas się zachwycam. To, co przekonało mnie do Maroka po pierwszej fascynacji, to podejście do życia. Ludzie mają dużo mniejszą presję niż w Polsce. Nie ma takiego nacisku na posiadanie, własne domy i nowe samochody. Każdy ma, ile ma i nikt nie zaczyna rozmowy z dawno niewidzianym wujkiem, od tego, kto gdzie pracuje i ile zarabia. Wyścig szczurów praktycznie nie istnieje. Jest więcej czasu na celebrowanie zwykłych momentów, na przeżywanie. Życie nie toczy się w ciągłym biegu. Jest raczej spokojne. Jeśli czegoś nie zrobi się dziś, można jutro. Albo za tydzień. Nie ma problemu. Taki styl życia ogromnie mi pasuje. Tam czuję się wolna. Tam mogę być, jaka naprawdę jestem. Artystyczna dusza z milionem pomysłów, chaosem w głowie i śmiechem na ustach. W Maroku odpowiada mi też podział ról w związku. Mężczyzna jest wychowywany na opiekuna. Jest odpowiedzialny za zapewnienie bytu rodzinie. Jak to mówi mój partner: „To ja jestem od załatwiania rzeczy trudnych. Ty nie musisz się tym martwić.” To dla mnie miła odmiana po polskim życiu, w którym byłam odpowiedzialna za wszystko i nosiłam na sobie ogromny ciężar. Małżonkowie wspierają się nawzajem, a od kobiety nikt nie wymaga, żeby jednocześnie zajmowała się domem, wychowywała dzieci i chodziła na cały etat do pracy. Kobiety wybierają różnie (mam na myśli podejście do rodziny i pracy), jednak ja wiem, porównując z życiem w Europie, że tam nie trzeba być superwoman i robić samej wszystkiego. Oczywiście są różne sytuacje domowe i na pewno nie zawsze jest tak, jak mówię. Ale taki jest przekaz kulturowy. Z rzeczy mocno przyziemnych zaletą na pewno jest tanie jedzenie na mieście, pyszne świeże soki, mnóstwo kawiarni, a dla mnie dostęp do rękodzieła w każdej postaci, które w Maroku jest obłędne.
Czy czegoś Ci brakuje z Polski? Tęsknisz za ojczyzną?
Będąc w Maroku, tęsknię za rodziną i przyjaciółmi. Nie tęsknię za Polską samą w sobie. Może kiedyś to uczucie się we mnie pojawi, ale póki co tego nie doświadczam. Chociaż nie. Na pewno tęsknię za tym, żeby rozumieć wszystko wokół mnie. Haha, brakuje mi polskich cen ubrań i dodatków. W Maroku rzeczy z sieciówek są sporo droższe niż w Polsce. Brakuje mi produktów spożywczych, do których jestem przyzwyczajona. No i nie ma szans na ukiszenie ogórków czy kapusty. 😉
Jaką radę dałabyś osobom, które planują przeprowadzkę do Maroka?
Przeprowadzka do Maroka to na pewno nie wyjazd w celu poprawienia sobie warunków bytowych. Nie znając francuskiego i arabskiego najlepiej wyjechać, mając pracę zdalną. Takie jest moje zdanie. Warto znaleźć sobie przyjaciół, którzy pomogą zorganizować mieszkanie i sprawy urzędowe. Znając jakiegoś Marokańczyka, ze wszystkim jest dużo łatwiej. Trzeba być gotowym na to, że Maroko to miejsce zupełnie inne mentalnie niż Polska. Praktycznie pod każdym względem. Przede wszystkim jest to miejsce dla osób, które są zmęczone wyścigiem i chcą doświadczyć spokojniejszego życia. Ale też życia mniej dostatniego. W Maroku nie ma tylu wygód, co w Polsce.
Gdzie znajdziesz Olę w sieci?
Blog: https://blondynkawmaroku.pl
Instagram: Blondynka w maroku