Kiedy tylko nasz syn pojawił się na świecie, nasi znajomi zaczęli podpytywać nas, kiedy będzie drugie. A dla nas model rodziny 2 + 1 jest spełnieniem marzeń. Patrząc na nasz obecny styl życia, nie chcemy niczego zmieniać. Ponadto, co w tej decyzji jest też ważne, to mój stan zdrowia – nie chcę ryzykować. Oczywiście zdążyliśmy się dowiedzieć od innych, jakie to cudowne jest mieć więcej niż jedno dziecko i, że szkoda, że się na to nie decydujemy, ale nam wciąż wystarczają plusy płynące z tej jedynki. 😉 I właśnie o nich poniżej.
Jestem jedynaczką i mój mąż również. Nigdy nie brakowało nam rodzeństwa, towarzystwa, a z rodzicami jesteśmy bardzo zżyci. Kiedy rozmawialiśmy w przeszłości o powiększeniu naszej rodziny, to nigdy nie wyobrażaliśmy sobie siebie, jako rodziców gromadki dzieci. Niewątpliwie mamy mało tradycyjne i inne podejście niż prawdopodobnie większość ludzi na świecie, ale to nie znaczy, że jest złe i że my racji nie mamy. Rację ma każdy, kiedy mówi o sobie, bo przecież najważniejsze jest to, jak my z daną decyzją się czujemy, a nie, co na ten temat myślą inni. Kiedy urodził się Kajetan i trzymaliśmy go na rękach, od razu poczuliśmy, że jest wszystkim, czego potrzebujemy. Poczuliśmy się spełnieni i szybko stworzyliśmy swój idealny rytm życia – rodziny dwa plus jeden. Zatem jakie widzimy plusy z posiadania tylko jednego dziecka i dlaczego nie chcemy tego zmieniać?
Czas dla dziecka
Kiedyś usłyszałam takie piękne zdanie, że jak się ma więcej niż jedno dziecko, to miłości do nich się nie dzieli, a mnoży. Jednak kiedy mówimy już o czasie, to niestety trzeba nauczyć się nim już nieźle rozdysponowywać, aby żadna pociecha nie poczuła się zaniedbana. Dlatego cieszymy się, że nie dochodzi u nas do takich sytuacji, kiedy dziecko musi konkurować o naszą uwagę, czuje się zapomniane, czy mniej ważne w danym momencie. Dzięki temu, że nasz cały rodzicielski czas przeznaczamy na naszego jedynaka, to jesteśmy jeszcze bardziej obecni w jego życiu, co daje mu bardzo duże poczucie komfortu, bezpieczeństwa i pewności siebie. Dokładnie obserwujemy jego rozwój, odpowiadamy na jego emocjonalne potrzeby, nasza uwaga jest w stu procentach skoncentrowana na nim i przy okazji budujemy między sobą bardzo bliską więź.
Kiedy Kajetan w (niedalekiej już) przyszłości wybierze sobie zajęcia dodatkowe, na które będzie chciał chodzić (np. sportowe, czy muzyczne), to nie będziemy mieli czasowego problemu z pogodzeniem ich z planem dnia drugiego dziecka. Zawsze też będziemy do dyspozycji, kiedy dostaniemy od niego zaproszenie na jego mecz, czy występ artystyczny. Z drugiej strony nasze samodzielne wyjścia z domu też są łatwiejsze w organizacji, niż jakby to pewnie było z większą liczbą dzieci (przypominam: mieszkamy za granicą i żadnej rodziny do pomocy obok nie mamy). Planowanie dnia dla naszej rodziny dwa plus jeden nie jest zbyt skomplikowane, choć to też nie jest tak, że mając tylko jedno dziecko, wszystko idzie nam z górki – w końcu to tylko, to nie jest znowu takie tylko! To mały-wielki człowiek, który potrzebuje dużo uwagi, powoduje chodzenie na kompromisy i któremu podporządkowuje się większość swojego świata.
Czas dla rodziców
Jednak czasu dla siebie nam nie brakuje, a przynajmniej na to nie narzekamy. Mamy tylko jedno dziecko, a więc możemy spełniać się zawodowo i hobbystycznie, ponieważ pomimo naszego dużego zaangażowania w wychowywanie Kajetana, to jednak wciąż potrafimy wygospodarować wystarczająco dużo czasu wolnego dla siebie. Jesteśmy rodzicami, ale również małżeństwem, osobami mającymi swoje pasje, przyzwyczajenia, sposoby na relaks, których (prawie) nigdy nie musieliśmy porzucać. Chcemy dalej spełniać swoje marzenia, czyli realizować niekiedy dosyć skomplikowane plany i trudno nam sobie wyobrazić, że przy dwójce (czy trójce) mielibyśmy do tego taką swobodę, jaką mamy dziś.
Przebywanie w samotności
A nasz synek jest bardzo dobrym dla nas dzieckiem, bo pomimo tego, że uwielbia nasze towarzysko, to tak samo ceni sobie przebywanie sam na sam. Potrafi zająć się sam sobą nawet na kilka godzin – np. wtedy, kiedy buduje niesamowite konstrukcje z LEGO, lepi różne figury z ciastoliny, czy bawi się, odgrywając różne scenki z ulubionymi pojazdami. Wówczas bardzo nie lubi, kiedy mu się przeszkadza, a więc trudno nam sobie wyobrazić, gdyby nie miał tego czasu dla siebie – w ciszy, spokoju, samotności, bez rozpraszającego go rodzeństwa, które mogłoby go frustrować. Przebywanie w samotności – choć może brzmi dosyć smutno – ma tak naprawdę wiele zalet. My, jako jedynacy, bardzo sobie cenimy czas sam na sam i jesteśmy pewni, że naszemu małemu dziecku też taki moment w ciągu dnia jest potrzebny. Widzimy, jak Kajetan cudownie potrafi się skoncentrować na danej rzeczy, którą wykonuje, jak dużo myśli, kombinuje, wpada na wiele pomysłów i pobudza swoją kreatywność, w czym nikt mu nie przeszkadza. Ponadto to też moment, kiedy wzmacnia swoją pewność siebie, siłę i niezależność.
Świat dorosłych
Kajetan stosunkowo dużo czasu spędza w towarzystwie dorosłych – nas i naszych (najczęściej bezdzietnych) znajomych. Mając wiele okazji do obserwowania świata dorosłych, uważamy, że dzięki temu powoli go przyswaja, stopniowo się go uczy i że prawdopodobnie nie dojdzie do takiej sytuacji, że nagle drastycznie się z nim zderzy. Syn na co dzień słyszy przede wszystkim język dorosłych, co też może mieć pozytywny wpływ na jego rozwój intelektualny. Z drugiej strony nie brakuje mu towarzystwa rówieśników, ponieważ zadbaliśmy, aby od wczesnych miesięcy jego życia nawiązywał z nimi kontakt. W wieku dwóch i pół roku Kajetan zaczął chodzić do przedszkola, które ma na niego naprawdę świetny wpływ i uważamy, że taki kontakt z dziećmi jest dla niego jak najbardziej wystarczający. Nasz maluch pomimo tego, że jest jedynakiem, lubi przebywać sam, a także z nami, to w stosunku do dzieci jest bardzo towarzyski. Zauważamy, że Kajetan ma charakter przywódczy, ale też troskliwy. Z czułością patrzy na młodsze dzieci, a do wszystkich, których gdziekolwiek mija, szeroko się uśmiecha, macha i mówi ‘hi!’.
Inwestycja finansowa
Dziecko to nie tylko ogromna inwestycja czasu, ale też pieniędzy. Nie da się ukryć, że na posiadanie dziecka, trzeba się przygotować również finansowo. Choć miłość nie zna ceny, to jednak jedzenie, ubrania, edukacja, zabawki, najróżniejsze przyjemności, zajęcia dodatkowe, wakacje i wiele innych często słono kosztują. Dziś jesteśmy w takiej sytuacji, że możemy synkowi zagwarantować wiele i bez dwóch zdań ma dużo lepszy start, niż mieliśmy my. Ponadto komfort naszego codziennego życia pozostaje raczej nienaruszony, choć oczywiście, że tu też jest coś za coś, ale na pewno nie byłoby tak kolorowo przy większej liczbie dzieci – przynajmniej wtedy, kiedy im również, tak jak Kajetanowi, chcielibyśmy zapewnić podobny poziom życia.
Nerwy
Jeszcze inną kwestią, jest stres, nerwy i zamartwianie się nad dzieckiem. Ciąża była dla nas wyjątkowo stresującym momentem i naprawdę takich emocji nie chcielibyśmy doświadczać po raz kolejny. Poza tym, jak nie każdego dnia, to prawie każdego martwimy się, czy oby na pewno z naszym dzieckiem jest wszystko w porządku. Nie są to skrajne emocje i cały czas próbujemy myśleć racjonalnie, ale jednak jesteśmy bardziej niż mniej przejmującymi się rodzicami. Tak więc stres związany z naszym jedynakiem w zupełności nam wystarcza. 😉
Podróżowanie
No i kwestia podróżowania! Na początku (mniej więcej przez pierwsze dwa lata!) podróżowanie z jedynką było dla nas niemałym wyzwaniem, choć z pewnością zawsze było łatwiej, niż jak to jest z gromadką dzieci. Nie musimy kupować wielkiego samochodu i z jednym fotelikiem samochodowym z tyłu, wciąż dwie osoby obok się zmieszczą. W awaryjnych sytuacjach nawet w najmniejszym pokoju hotelowym się zmieścimy (i wyśpimy), a także wszyscy usiądziemy w jednym rzędzie samolotu. Przeraża nas sama myśl, jak logistycznie trzeba podchodzić, kiedy podróżuje się większą rodziną, choć dla innych może to być bułka z masłem.
Podsumowanie
Naszym zdaniem mając jedynaka, wszystkim żyje się prościej i każdy ma o wiele więcej możliwości. Czy jest to podejście egoistyczne? Jest dokładnie takie samo, jak w przypadku każdej innej, świadomej decyzji o posiadaniu lub nieposiadaniu dzieci. Dla nas ważny jest czas oraz jego jakość. Wiemy, że nie utrzymalibyśmy takiego stylu życia, gdybyśmy mieli więcej niż jedno dziecko i wówczas musielibyśmy iść na wiele więcej kompromisów. Cieszymy się, że na Kajetana możemy poświęcać nasze wszystkie zasoby, jakie mamy i że żadnych nie musimy dzielić. Posiadanie rodzeństwa nie zawsze gwarantuje szczęścia, a wychowywanie jedynaka nie oznacza, że wyrośnie on na rozpuszczonego, nietowarzyskiego, zarozumiałego, osamotnionego i wymagającego człowieka. Przynajmniej my za takich się nie uważamy.
5 komentarzy
Każdy my wolną wolę i zrobi tak jak uważa.Zgadzam się z tobą w wielu kwestiach.Są rodziny wielodzietne radośnie funkcjonujące oraz z jedynakiem.Są też ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci.Tacy wszyscy jesteśmy w mojej rodzinie -czyli różnorodni.Co do jedynaków to akurat tych z rodziny mogę pochwalić jako bardzo dobrych ludzi.Niech każdy czerpie z życia tyle ile potrafi i żyje wg swojego planu na ile los pozwoli.
Pozdrawiam was serdecznie
Hanna
Cześć Haniu! Bardzo serdecznie dziękujemy za komentarz! Również serdecznie pozdrawiamy!
Dziękuję Ci za ten artykul. My tez mamy jedno cudowne dziecko I do tego ukochanego pieska , I mimo ze moglibysmy sobie pozwolic na jeszcze jedno dziecko to z wygodnictwa nie chcemy. Ja jestem jedynaczka, a moj mąż ma 3 rodzenstwa. I co? Ja mam tak fantastych przyjaciół, ktorzy sa dla mnie jak rodzina, a moj mąż ma fajne rodzenstwo ale coz zero więzi miedzy soba. Do tego teraz kiedy ja sama mam dziecko moja mama mi pomaga ale nie jest tez przemeczona przy 1 wnuku, ma czas dla siebie. Generlanie nie zaluje tej decyzji i jestem bardzo spelniona, szczęśliwa i zrelaksowana. Kiedys syn bedzie mial swoja rodzine, nie bedzie samotny. Ja nigdy nie czułam sie samotna bo zawsze mialam to szczęście do ludzi mi bliskich. Jedynakow w PL jest 40 proc obecnie wiec sporo ludzi jednak rowniez podziela ten poglad.
Powiem tak, zastanawiałam się nad 2gim dzieckiem i lekarz mi powiedział, że aby ciąża (która jest możliwa) była jednak w miarę bezpieczna, to muszę łykać jakieś tableteczki przez pół roku. One tez maja skutki uboczne zapewne. Poza tym, mój syn ma już 7 lat więc nie spieszy mi się – bo i tak miałabym 2óch jedynaków i.e. nie bawiliby się razem. Jezeli chodzi o czas dla siebie, mimo posiadania jedynaka – praca daje we znaki ( a takze posiadanie domu jednorodzinnego) oraz wożenie młodego na zajecia dodatkowe. Nie wiem, dwojka bylaby do ogarniecia – ale …stajesz sie juz taka matka ,,kwoką”( jednak )bo najpierw wieziesz jednego, potem innego na zajecia i tak pierwsze 13 lat Twojego zycia z dziecmi wygląda -przewaznie gotujesz domowe obiadki, sprzątasz, pracujesz, wozisz dzieci w różne miejsca i żyjesz tylko ich zyciem. Na sam koniec w sumie wypadałoby podzielić majątek po równo i tutaj się zaczynają schody bo zazwyczaj te podziały nie są sprawiedliwe i tak tez kontakt rodzenstwa sie zmienia ( a takze relacje). Reasumujac, jesli nie bedzie mnie stac aby moje 1dziecko dostalo mieszkanie takie samo jak 2gie dziecko – to nie wiem czy mam ochote na taka niesprawiedliwosc. Bo kazde dziecko trzeba kochać tak samo mocno.
Takie rozważania, czy chcę mieć jedno, kilkoro czy zero dzieci są fanaberią naszych czasów. Antykoncepcja także ma swoją cenę. Żyjemy obecnie w komforcie i złudzeniu zabezpieczeń socjalnych, na przykład wizji przyszłej emerytury co powoduje, że wiele osób wybiera bezpieczeństwo i wysoki status ekonomiczny. To także ma negatywne skutki w postaci braku zależności ekonomicznej, która powoduje coraz większy egoizm i zanik więzi społecznych (film Szwedzka teoria miłości). To, że ludzie obecnie są nieczuli, narcystyczni, obojętni na potrzeby ubogich wynika z tego właśnie, z przeświadczenia o własnej samowystarczalności i braku doświadczenia niedostatku. Dawniej kiedy ludzie byli skazani na naturę potrafili przyjąć przeznaczenie. Bywali jedynacy, były bezdzietne małżeństwa i wielodzietne.
Współczesne koncepcje wychowawcze nakazujące rodzicom poświęcanie dzieciom dużo czasu, prowadzanie na zajęcia rozwijające pasje, wykazujące zbawienny wpływ układania klocków Lego, zabawek sensorycznych są zwykłą indoktrynacją pozbawiającą dzieci siły sprawczej i motywacji do rozwoju. Bo czy w dorosłym życiu ktoś płaci nam za układanie klocków Lego? W dawnych czasach, choć może współcześnie okropnie to brzmi, dorośli dziećmi się nie zajmowali ani teoriami wychowawczymi. Dorośli zajmowali się pracą, żeby starczyło na chleb. Bogaci dorośli także dziećmi się nie zajmowali, bo mieli od tego niańki i bony albo oddawali dzieci do szkół z internatem. Sami zajmowali się prowadzeniem własnego życia co miało niebagatelne znaczenie – bo dawali oni wzorzec swoim dzieciom. Jakim wzorem dla dziecka jest rodzic układający z nim klocki Lego? Tak naprawdę dzieci rozwijają się i uczą obserwując świat dorosłych i ich tajemnice. Chcą naśladować dorosłych. Najlepiej pomożemy dzieciom pokazując jak rzetelnie wykonywać swoją pracę, dając przykład własnym spełnionym życiem i dając dzieciom wiele wolności. Pomyślmy jaki piękny wzorzec dawali kiedyś rodzice chodzący na bale, matki pięknie ubierające się, kobiety i mężczyźni mający piękne relacje. Każda dziewczynka marzyła aby dorosnąć i móc zacząć chodzić na bale i zabawy i mieć wielbicieli. Bywały piękne ciotki w rodzinie będące wzorem kobiecości, mężczyźni prowadzący śmiałe życie. Barwne opowieści o ekscentrycznych członkach rodziny. Co się z tym stało? Jaki my wzorzec przekazujemy dzieciom? Praca w korporacji i dom?
Moja mama mająca trójkę rodzeństwa mawiała: a kto się nami zajmował? Babcia pracowała w domu od świtu do nocy wstawała o 4 rano żeby napalić w piecach, szorowała drewniane posadzki, prała na tarze, chodziła do magla, gotowała i ogólnie zajmowała się domem. Dziadka również cały dzień nie było w domu. Dzieci wychowywały się w wolności. Mama opowiadała, że będąc dziećmi bawili się ze sobą i innymi dziećmi od świtu do nocy z przewą na obiad zupełnie bez nadzoru dorosłych całymi dniami, skakali po krach na Wiśle, zjeżdżali z urwiska na łyżwach. Nie potrzeba było do tego żadnych pieniędzy. Mama i cale jej rodzeństwo wyrośli na dzielnych odpowiedzialnych dorosłych, każde poradziło sobie w życiu. To co uderza to niezwykły hart ducha, są sobie oddani i pomocni jako rodzeństwo. Dom rodzinny wspominają jako ostoję ciepła, miłości i bezpieczeństwa, to co pamiętają to miłość dziadka do babci, popisowe dania babci, które pieczołowicie odtwarzali w swoich domach. Dziecko rozwija się najlepiej obserwując dorosłych. Nie w przedszkolach, nie według teorii wychowawczych, jedyne czego potrzebuje to swoboda i miłość rodziców.