Ostatnio dowiedziałam się, że moja relacja z mężem jest dosyć wyjątkowa, ponieważ mało jest takich małżeństw jak nasze. Nie potwierdzę, bo trochę wierzyć mi się nie chce, ale też nie zaprzeczę, bo pewna nie jestem. W każdym razie długo chodziło mi to po głowie. Przypominałam sobie znajome mi pary i małżeństwa, czytałam dużo wątków na ten temat na różnych grupach dyskusyjnych i faktycznie chyba nie wszyscy mają tyle szczęścia do siebie, co my.
Nie chcę się przechwalać, bo w ogóle o to w tym nie chodzi, tylko zwrócić na pewną rzecz uwagę. Kiedy kobieta żali się, mówiąc, że jej partner w ogóle nie pomaga przy dziecku (czy w domu), to aż cała się gotuję. Jak to, ma ‘pomagać’? Przecież skoro z nią założył rodzinę, to jest tak samo za nią odpowiedzialny, jak ona. Chodzi mi o to, że on nie ma ‘pomagać’, tylko czynnie dbać o ten dom tak, jak robi to kobieta. Ani on jej, ani ona jemu nie ma pomagać. Wspólnie tak samo mają troszczyć się o siebie nawzajem.
Z moim mężem rozumiemy się bez słów i nigdy nic nie musiałam mu tłumaczyć. Dla nas to takie naturalne, że razem, z takim samym zaangażowaniem dbamy o nasze gniazdko. Przecież chcieliśmy tego i byliśmy świadomi, że dom i rodzina to nieustanna – czasem trudna – praca. Wspólna praca. Działamy jak jeden organizm, świetnie się uzupełniający. Nikt nikomu nie musi dawać listy zadań do wykonania. Nie ma u nas podziału na tego, kto w danym tygodniu wyrzuca śmieci, myje naczynia, szoruje toaletę, robi pranie, zmienia pościel i na tego, co odkurza dywany, idzie na zakupy, prasuje bodziaki, bawi dziecko, karmi je czy kąpie. Obydwoje robimy to automatycznie. Nie z przymusu, tylko radości, że mamy takie szczęście żyć razem i tworzyć rodzinę. Owszem, czasem więcej zrobię ja, a czasem on, ale nigdy żadne z nas nie ma o to pretensji.
A oprócz tego, że wspólnie dbamy o naszego wyśnionego synka i wymarzony dom, to również o relację. Każdy każdemu daje czas dla siebie. To jest ogromnie ważne! Chcę sobie zrobić paznokcie? – zamykam się w pokoju, podłączam lampę i przez dwie godziny mnie nie ma (a czasem nawet i trzy, kiedy trzeba tę hybrydę poprawić). Chcę się pouczyć islandzkiego, pograć na skrzypcach czy zrobić emisję głosu? – nie ma problemu, też znikam i zajmuję się swoimi pasjami. Chcę się sama przejść na spacer albo z kimś spotkać? – wychodzę. A kiedy Damian chce podłubać sobie w komputerach czy poprogramować, to idzie (najczęściej do piwnicy) i się tym zajmuje. Potrafimy dawać sobie czas, pewną odskocznię, co nas bardzo pozytywnie nastraja.
Mnie nie zaskakuje mężczyzna, który umie zadbać o dom i dziecko. Który potrafi je przewinąć, umyć czy nakarmić. Też to potrafię. I w sumie wymienić żarówkę, wkręcić śrubę, zawiązać krawat czy rozpalić ognisko też potrafię. Oczywiście, że są rzeczy, do których bardziej nadają się mężczyźni lub kobiety i że trochę byłoby to słabe, gdyby facet nie umiał wymienić opony, a kobieta ugotować smaczną pomidorową. Jednak o dom i rodzinę to każdy z małżonków powinien dbać równo.
OK, możesz pomyśleć, że mężczyźnie tych obowiązków, a przynajmniej części z nich można odpuścić, kiedy pojawia się na świecie dziecko. No bo przecież to on (najczęściej) idzie do pracy, może nawet bierze więcej godzin, by dorobić dla rodziny, a kobieta zostaje w domu, więc wiele z nich może przejąć.
Otóż nie. Wcale tak nie jest, że mężczyźnie można ‘odpuścić’, bo ciężko zasuwa w pracy i kiedy wraca do domu to już jest taki zmęczony, że nie ma na nic siły. A co do gucia jasnego ma powiedzieć kobieta? Kobieta, która w chwili urodzenia dziecka pracuje 24/7 (słownie: dwadzieścia cztery godziny na siedem dni w tygodniu)? Często nie ma przerwy, czasu na odpoczynek, jedzenie, umycie się i siku. Jest w pracy całą dobę – oprócz tego, że w cudownej, to też niezwykle wymagającej, nadwyrężającej jej ciało i psychikę. To musi zrozumieć zarówno mężczyzna, jak i kobieta, która czasami o sobie zapomina.
I też nie chodzi mi o użalanie się matek nad swoim losem – że wychowywanie dziecka i prowadzenie domu równocześnie, to takie ciężkie i straszne. W życiu nie potrafiłabym złego słowa powiedzieć o tej sytuacji, nawet kiedy jestem bardzo zmęczona. Wiem, że zaraz synek skończy 18 lat i będzie mieć swoje życie. Doceniam każdą chwilę, którą się po prostu cieszę. Zaraz to wszystko będę tylko wspominać. Dziwię się, kiedy słyszę te wszystkie narzekania ze strony mam, ale podejrzewam, że wynika to m.in. z tego, że są w tym wszystkim same, że nie współpracują ze swoimi partnerami, że nie są dobrze zorganizowane i dają się wykorzystywać. Dla mnie bohaterkami są matki wychowujące swoje dzieci samodzielnie, często dużo silniejsze i lepiej zarządzające swoim życiem od nas – kobiet, które mają tego faceta w domu.
Całe szczęście mam szanującego mnie męża. Prawda, że na początku macierzyństwa było mi ciężko, głównie dlatego, że przez kilka godzin byłam sama z Kajetanem w domu i nie miał mnie kto, choć na chwilę odciążyć. Jednak kiedy tylko Damian wracał do domu, to od razu przejmował ode mnie rodzicielskie obowiązki, abym mogła odpocząć czy zająć się przez chwilę sobą. I w sumie do dzisiaj, kiedy Kajetan ma półtora roku, żyjemy w takim systemie.
Z jednej strony ogromnie się cieszę, kiedy ktoś obcy chwali do mnie Damiana, że jest cudownym tatą i mężem, że świetnie ‘trafiłam’, a z drugiej strony jest mi trochę smutno, bo to nie powinno być nadzwyczajne. Moim zdaniem, to obowiązek mężczyzny dbać o dom, rodzinę – żonę i dziecko – ale nie tylko zarabiając na nią, ale oddając całe swoje serce. Mój mąż mi nie pomaga, tak samo, jak ja jemu nie pomagam.
8 komentarzy
A gdzie pracujecie jeśli mogę zapytać? 🙂
Damian – branża IT w firmie farmaceutycznej. Ja zajmuje się sztuką i pisaniem. 🙂
Czyli obydwoje ciągle wypoczęci. Siedząca praca, czas na wszystko inne w czasie pracy
Zazdroszczę takiego układu. . Ja wszystkie obowiązki wykonuję sama. . Czasem już mam dość. Cieszyłabym się jakbym chociaż bez powodu dostała ciepłą herbatę…Dostanę jak zrobię sama
Ja też mam podobny układ. Co prawda na razie jest nas tylko dwoje, ale zawszę mogę liczyć na mojego męża. Zanim zaszłam w ciąże pracowałam w systemie 3-4 dni w tygodniu, ale 10-12h i wtedy w te dni co pracowałam przeważnie to mój mąż gotował itp, ja nawet nie miałam zbytnio czasu, a za to gdy miałam wolne, najczęściej ja. W pierwszym trymestrze ciąży dużo chorowałam, do tego doszły dolegliwości ciążowe. Większość doby spałam, a gdy się budziłam to leżałam w łóżku i oglądałam seriale, czytałam itp. Mało nawet gotowałam, chyba, że czułam się lepiej to też się brałam za jakieś prace domowe. Mój mąż przed lub po pracy zajmował się całą resztą, gotował, sprzątał i opiekował się mną. Teraz kończę 2 trymestr i od 2 miesięcy czuję się świetnie i to ja staram się zajmować większością rzeczy w domu. Tak, by mój mąż po pracy miał zrobiony obiadek i mógł odpocząć. I tak właśnie to wygląda, wspieramy się wzajemnie i wzależności od potrzeb na dany moment jedno z nas robi mniej, a drugie więcej, nie wyliczamy sobie, ani nic. Tworzymy w końcu rodzinę 🙂 Dodam, że od kąt dowiedziałam się o ciąży siedze w domu, gdyż pracowałam fizycznie i nie mogę wykonywać takiej pracy w ciąży i nigdy nie usłyszałam od męża, że siedzę w domu i nic nie robię, a tak jak wspomniałam na górze pierwsze półtora miesiąca, może dwa to on się zajmował prawie wszystkim sam. Jestem pewna, że po narodzinach naszego dziecka będzie tak samo 🙂
Cześć! Cudownie to słyszeć (a w zasadzie czytać)! I tak właśnie zawsze powinno być. Tworzenie Rodziny to współpraca! Tak więc widzę, że mamy bardzo podobnie! Serdeczności!
Również zazdroszczę. Ja jestem sama z dwójką dzieci, zawsze wszystko sama, od narodzin . Ale przecież nic nie robię
Nie jest mi ciężko , przywykłam… jestem po prostu zmęczona. drogi się na tyle rozeszły, że w zasadzie mi ten człowiek do niczego nie potrzebny. Skoro sama no to sama pozostał jedynie żal… A to już ciężej zaakceptować.
Droga Demi Mae, przeczytałem Twój artykuł i stwierdzam, że to wszystko co piszesz jest mocno ukierunkowane i mało sprawiedliwe. Czy wzięłaś pod uwagę, że pisząc to możesz popsuć stosunki niektórych małżeństw, które dobrze funkcjonują? Nie każdy mąż pracuje w branży IT, żeby zarobić na swoją rodzinę. Są też tacy faceci którzy pracują ciężko załóżmy na budowach. Weźmy np. pomocnika na budowie – ten to ma przewalone, bo często przez 8-10 godzin musi wnosić na 4 piętro 3 palety worków 25kg z cementem, a jak skończy, to musi jeszcze roznieść po 4 poziomach 200m2 płytek. W międzyczasie, musi pozamiatać, coś podkuć lub wynieść gruz. I teraz powiedz mu, że wróci do domu, a jego żona będzie stać w drzwiach z nowymi oczekiwaniami, bo przeczytała Twój artykuł, niesprawiedliwe przeniesienie Twojego punktu widzenia. No wybacz, ale nie można porównać takiej pracy do pracy Twojego męża, który siedzi przed komputerem, czy robi prezentacje.
I co? Teraz ten człowiek, który przez cały dzień przewalił przez ręce i nogi 5 ton różnych rzeczy, żeby zarobić na byt swojej rodziny, będzie miał jazdę w domu, bo żona po przeczytaniu Twojego artykułu, będzie od niego jeszcze więcej wymagać.
Dla jasności, nie mówię, że on przychodzi z roboty i ma iść spać (choć są i tacy, a wcale mnie to nie dziwi, bo znam ten kawałek chleba), bo on na pewno zajmie się dzieckiem, ale NA BOGA, nie można tego od niego wymagać za wszelką cenę jak Ty piszesz, bo prędzej czy później jeśli nie odpocznie, zabraknie mu zdrowia i skończy w szpitalu, a rodzina bez ojca.
Podsumowując uważam, że nie przemyślałaś do końca tego, że nie cały świat wygląda jak u Ciebie. Jedni pracują lżej inni ciężej i nie wolno o tym zapominać pisząc taki artykuł.
To tak jak Ty byś jechała Ferrari z punktu A do punktu B i dojeżdżasz w 2 godziny.
Nieważne, że inni mają Forda Fiestę, mają też dojechać w 2 godziny? 🙂
Pomijając wszystko, gratuluję że tak ułożyliście swoje życie i że wszystko tak ładnie Wam funkcjonuje.
Pozdrawiam