Pod koniec roku 2019 zaczęłam pobierać lekcje gry na skrzypcach u nauczyciela, który zasugerował mi, że będziemy przerabiać podręczniki opracowane przez Suzukiego. Dziś, po kilku miesiącach grania, mogę wyrazić swoją pierwszą opinię na jej temat i myślę, że przyda się ona innym początkującym w grze na skrzypcach. W tym wpisie powiem Ci, co to za metoda, jakie daje ona efekty i jak się sprawdza w przypadku osób, które zaczęły się nią uczyć w wieku dorosłym.
Metoda Suzuki
Metoda Suzuki jest to japońska metoda nauczania dzieci gry na instrumentach. Najczęściej stosuje się ją w przypadku nauki gry skrzypcach, wiolonczeli i pianinie. Jest to metoda stworzona przez Shinichi Suzukiego (1898-1998), który był japońskim muzykiem, filozofem i dydaktykiem.
Suzuki do nauczania muzyki podszedł w sposób naturalny, intuicyjny, a przede wszystkim immersyjny – czyli dokładnie tak, jak będąc dzieckiem uczyliśmy się mówić w języku ojczystym. Metoda ta nie jest klasyczna czy rygorystyczna, a bardziej traktuje muzykę, jako ciekawą zabawę oraz coś co jest z nami, w naszym życiu od początku. Dlatego też nie ma mowy, aby uczniowie się stresowali, czy robili coś, czego nie lubią. Nie muszą myśleć o egzaminach, ponieważ ich nie ma.
Im wcześniej dziecko zacznie obcować z muzyką (instrumentami), tym według Suzukiego lepiej. W nauce mają pomagać dzieciom nie tylko nauczyciele (dzieci uczęszczają na zajęcia zarówno grupowe, jak i indywidualne), ale również rodzice. Są oni zobowiązani do osłuchiwania dziecka z przerabianymi z podręczników utworami, zachęcania go do grania, a najlepiej również by sami dawali przykład poprzez wspólne granie na instrumentach. Ważne jest też to, aby dużo się dzieciom śpiewało. Tak więc dzieci z każdej strony są otoczone muzyką, którą się bawią, naśladują i jak ciekawe zagadki rozwiązują kolejne, coraz trudniejsze takty.
Fantastyczne jest to, że zajęcia metodą Suzuki prowadzone są już dla bardzo malutkich dzieci (3 lata) – i właśnie o to chodzi, aby jak najwcześniej przyzwyczajać dzieci do muzyki. I w tej metodzie wcale nie trzeba (przynajmniej na początku) znać nut, bo dzieci przede wszystkim uczą się grać na instrumencie poprzez naśladownictwo oraz z wykształcanego szybko dobrego słuchu. Trochę kontrowersyjne może być to, że na początku nie przykłada się zbyt dużej wagi do techniki, tak więc nie ma za bardzo przerabiania gam, arpeggio itd., ale to też nie jest tak, że w ogóle takich ćwiczeń nie ma. Są one w podręcznikach (i moim zdaniem są one naprawdę fajnie opracowane), a także można kupić dodatkowe materiały Suzukiego, w których z ćwiczeniami na wszystkie palce i pozycje grania na skrzypcach. Książek Suzuki jest dziesięć, a przerobienie wszystkich zajmuje od czterech do sześciu lat.
Według mnie metoda Suzukiego jest fantastyczna dla bardzo malutkich dzieci, ponieważ zapoznaje ona je z muzyką oraz instrumentami w sposób delikatny. Myślę, że kiedy Kajetan będzie mieć 3, to zacznie uczęszczać do szkoły Suzuki, którą całe szczęście mamy również w Islandii! Nie wyobrażam sobie nie kształcić dziecka muzycznie i uważam, że jest to fundamentalna wiedza. Może być sportowcem czy naukowcem, ale z muzyką też musi być zaznajomiony na wysokim poziomie.
Ja w zasadzie od początku życia Kajetana przyzwyczajam go do muzyki. Słuchamy od muzyki klasycznej po etniczną. Co jakiś czas dostaje ode mnie kolejny instrument (najczęściej w wersji dziecięcej) i często sadzam go przed pianino, na którym lubi sobie brzdąkać. Gram przy nim również na skrzypcach i dużo razem tańczymy oraz śpiewamy. Widzi, jak bardzo muzyka w naszym domu jest ważna i z radością obserwuję, jak zaczyna ją kochać. Wiem, że Suzuki będzie dla niego świetnym początkiem.
Metoda Suzuki u dorosłych
A jak się ma nauczanie metodą Suzuki w przypadku osób dorosłych? Mnie się podoba. Podoba mi się przede wszystkim dlatego, że naprawdę wyraźnie widzę progres. Utwory są tak opracowane, że z każdym kolejnym jest odrobinę trudniej, ale nie na tyle, aby się denerwować i rezygnować. Każdy utwór wprowadza coś nowego do nauki, a większość (przynajmniej z podręcznika numer 1) i tak się kojarzy, ponieważ są to zazwyczaj piosenki dla dzieci czy znane utwory klasyczne w bardzo uproszczonej formie, tak więc gra się naprawdę przyjemnie. W zasadzie z tymi utworami Suzukiego jest trochę, jak w grze Mario. Co rundę jest odrobinę trudniej, ale nie na tyle, by nie przejść całej zabawy.
Codziennie staram się grać wszystkie przerobione do tej pory utwory z Suzukiego, ale nieraz jak nie mam na jakiś ochoty, to po prostu pomijam i gram te, które chcę. Najczęściej gram koło godziny lub dwóch. Każdy utwór rozpracowuję takt po takcie, gram z metronomem, a na końcu do podkładu muzycznego (płyta z podkładem muzycznym jest załączona do podręcznika!). Największym wyzwaniem jest grać coraz szybciej, ale z tym nie ma, co się spieszyć, bo najważniejsza jest precyzja. Powolutku do przodu. 😉
Kevin Yen z kanału CadenzaStringsNC robi świetną robotę! Pokazuje jak się prawidłowo grać każdy utwór Suzukiego wolno z metronomem i w normalnym tempie. Jeżeli zaczynacie tę metodę, to bardzo polecam jego filmy, bo są naprawdę mega pomocne! 🙂
Jednak jest jedno ALE. Nie wyobrażam sobie, by uczyć się grać na skrzypcach tylko na podstawie książek Suzukiego. Dla mnie ogromnie ważne jest poznanie techniki, a te mozolne i często nudne ćwiczenia typu gamy i pasaże, które kształcą słuch i ćwiczą pamięć mięśniową są dla mnie bardzo ważne, fajne i wręcz fascynujące. Ja je po prostu lubię, ale też mam do tych ćwiczeń tak pozytywne nastawienie, bo naprawdę chcę się nauczyć grać na skrzypcach dobrze, a przynajmniej spróbować. Dlatego uważam, że dobrze jest mieszać metodę Suzuki (która daje dużo satysfakcji w stosunkowo krótkim czasie) z mozolną klasyczną, która nierzadko nudzi uczniów. Do tego przerabiać powoli jakieś concertos i ulubione piosenki (ja właśnie zaczęłam Colors of the wind). I dokładnie takie podejście do mojej nauki gry na skrzypcach ma również mój nauczyciel, który bardzo pilnuje mnie, abym przerabiała dużo różnorodnych ćwiczeń.
Po pół roku nauki rozpoczęłam podręcznik numer 2. Myślę, że mogłam wcześniej, ale przerabiam wiele innych rzeczy, więc też nie spieszyłam się z tymi utworami. 🙂
Podsumowując: Jestem, jak najbardziej na tak (dla małych dzieciaczków, to super wstęp do muzyki) pod warunkiem uzupełniania nauki innymi materiałami.