Gambia jest doskonałym krajem zapoznawczym z tzw. Czarną Afryką, ponieważ gwarantuje egzotyczne doznania oraz duże poczucie bezpieczeństwa. To najmniejsze afrykańskie państwo odwiedziliśmy podczas naszej międzysemestralnej przerwy w lutym 2014 roku – więc już ponad pięć lat temu – ale emocje wciąż mamy żywe! Dziś wspominamy miejsca, które były dla nas najpiękniejsze i najbardziej poruszające. Oto nasze TOP 5, które serdecznie wam polecamy zobaczyć, jeżeli kiedykolwiek wylądujecie w Gambii.
I. ŚWIĘTY LAS MAKASUTU
W 1992 roku James i Lawrence odkryli pewien uroczy gambijski zakątek, który postanowili przeobrazić w egzotyczne miejsce wypoczynkowe dla podróżnych. Jednak zmienili oni zdanie, kiedy zrozumieli, jak bogaty i ważny pod względem przyrodniczym jest on dla tego maleńkiego kraju. Z ich inicjatywy powstał rezerwat przyrody Makasutu, który dziś można zwiedzać z przewodnikami.
Filmy o podróżach i życiu w Islandii znajdziesz tutaj: Subskrybuj
Makasutu obejmuje, aż pięć afrykańskich ekosystemów: sawannę, las galeriowy i palmowy, mangrowce oraz bagna. Na brzegach rzeki można zobaczyć wylegujące się w gorącym słońcu krokodyle, w przybrzeżnych lasach i łąkach mnóstwo małp oraz różnorodne ptactwo wodno-lądowe. Jest to również region zamieszkiwany przez plemię Mandinka, którego tradycje zostają przybliżane podczas malowniczej wędrówki.
Park obejmuje nieco ponad 400 hektarów, a wycieczkę rozpoczyna się od kilkuminutowego spaceru po lesie, by zaraz dotrzeć do centrum rezerwatu, czyli miejsca, gdzie znajduje się restauracja, basen z zimną wodą i wysoka wieża widokowa. Nie widać blaszanych miasteczek, śmieci i brudu. Jest tylko dzika przyroda i racjonalnie wkomponowana niewielka infrastruktura turystyczna.
W Makasutu spędzamy kilka godzin. Najpierw, aby łodzią opłynąć odnogę Gambii i móc przyjrzeć się mangrowcom, a następnie, aby przespacerować się po świętym lesie, w którym niemal każde drzewo posiada właściwości lecznice. Po drodze zaglądamy do chatki szamana, a następnie wędrujemy najbardziej wysuszonymi fragmentami parku. Wreszcie docieramy na zielone łąki, które zamieszkują wielkie rude małpy. Zwiedzanie kończymy tradycyjną kolacją oraz występem muzycznym lokalnych artystów.
II. SPOTKANIE Z KROKODYLAMI
Krokodyle są dla Gambijczyków świętymi istotami, ponieważ symbolizują płodność. Żyją one w rzece Gambii, ale można je spotkać również w Kachikally. Do tego miejsca, oprócz ciekawych turystów, przychodzą kobiety, które mają problem z zajściem w ciąże. To, co muszą zrobić, by wyleczyć się z niepłodności, to zanurzyć się w mętnej zielonej sadzawce. Jeżeli po tym rytuale kobieta zacznie nosić pod swym sercem nowe życie, to będzie musiała nadać mu imię Kachikally – na pamiątkę tej przerażającej kąpieli.
Jeżeli jest się na tyle odważnym (lub głupim), by dotknąć jednego z wielu krokodyli, to nic nie stoi na przeszkodzie. Lokalni przewodnicy zapewniają, że ospałe od przejedzenia stworzenia, nie zrobią człowiekowi krzywdy.
Kachikally obejmuje nie tylko sadzawkę z zamieszkującymi ją krokodylami nilowymi, ale również przylegający do niej las tropikalny oraz muzeum z ciekawą wystawą (rytualne przedmioty, stroje, instrumenty). Wstęp kosztował nas po 50 dalasi.
III. MAŁPI RAJ BIJILO
Gambia to kraj małp. Niemal na każdym kroku można je spotkać, jednak szczególnym miejscem jest Bijilo Forest Ecotourism Park Nature Trails, który znajduje się w Kololi niedaleko słynnej, rozrywkowej ulicy Senegambii. W parku Bijilo małp jest od groma, ale nie tylko ich, bo oprócz koczkodanów, żyją tutaj również ptaki i jadowite węże. Trzeba uważnie stąpać po ziemi.
Dla nas było to pierwsze tak bliskie spotkanie z małpami, które były dla nas odrobinę agresywne. Wszystko przez to, że zostały przyzwyczajone do dokarmiania przez człowieka. Niestety nasz lokalny przewodnik (!) również kusił małpy orzeszkami i w pewnym momencie było dosyć trudno się od nich uwolnić. Będąc tam, upewnijcie się, że macie dobrze zapięte plecaki/torby, bo cwane małpki bardzo szybko zaczynają się do nich dobierać.
IV. ŚLADAMI KUNTA KINTE
Kolejną wycieczkę odbyliśmy do Albredy. Dzięki niej mieliśmy szansę dowiedzieć się naprawdę wiele informacji na temat historii Gambii, która niestety bardzo silnie związana jest z niewolnictwem. W tamtych czasach z Afryki wywieziono około 12 milionów ludzi, a ich symboliczną ojczyzną stała się właśnie Gambia.
Albreda została założona przez Francuzów jako ośrodek handlu niewolnikami i właśnie z niej wywieziono Kunta Kinte, którego możecie kojarzyć z książki lub serialu “Korzenie”. W tej niewielkiej osadzie znajduje się poruszające Muzeum Niewolnictwa, w którym największe emocje (oprócz wielu muzealnych wystaw) powoduje wejście do repliki osiemnastowiecznego statku. Został on zbudowany na wzór tych, którymi transportowano niewolników do Ameryki. Obok muzeum znajduje się również centrum dziecięce, które odwiedziliśmy, by spotkać się z najmłodszymi.
Następnie popłynęliśmy do pobliskiej Wyspy James, która była pod panowaniem brytyjskim. Jest ona niewielka i niezamieszkała, natomiast znajdują się na niej ruiny siedemnastowiecznego fortu, które dziś można zwiedzać. Wyspa stanowiła miejsce przeładunku ludzi przed bezpośrednim transportem do Ameryki. Obecnie wyspa kurczy się przez nieustająco podnoszący się poziom rzeki, która tym samym niszczy pozostałości po największym targu niewolników w Afryce Zachodniej.
V. W GÓRĘ RZEKI GAMBIA
Wycieczką, na którą najbardziej czekaliśmy, była w górę rzeki Gambii. Uwielbiamy być blisko natury i przebywać w dziczy, a ta podróż była tego więcej niż namiastką. Wyruszyliśmy niewielkim busem spod naszego hotelu w towarzystwie kilkuosobowej grupy Anglików oraz naszych przewodników z Arch-Tour. Zdecydowaliśmy się na podróż z lokalnym biurem, ponieważ zależało nam na czasie, komforcie oraz bezpieczeństwie i był to strzał w dziesiątkę.
Nasza mini wyprawa trwała dwa dni. Wystartowaliśmy kilkanaście minut po siódmej rano i po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do stolicy kraju, Banjulu. Jednak nie zatrzymaliśmy się tam na dłużej, ponieważ na nas krótki rejs na drugą stronę brzegu, skąd czekała nas dalsza podróż busem w stronę Farafenni.
Następnie podróż kontynuowaliśmy łodzią, na której wczesnym popołudniem zjedliśmy obiad. Podczas rejsu zatrzymaliśmy się przy wyspie Baboon, gdzie mieszkają szympansy (obecnie można odwiedzić na wyspie ośrodek, w którym mieszkają osierocone i potrzebujące pomocy małpy). Udało nam się zobaczyć jednego, który z zaciekawieniem przyglądał się naszemu niewielkiemu stateczkowi. Chwilę później na brzegach rzeki dostrzegliśmy mnóstwo krokodylów oraz dużą rodzinę hipopotamów.
Noc spędziliśmy w Jangjang Bureh Camp. Dostęp do prądu był zerowy, do wody był ograniczony, a bezpiecznie spać można było tylko pod dobrze zawieszoną moskitierą. Warunki niezwykle romantyczne!
Następnego dnia obudziły nas wrzeszczące małpy i śpiewy kolorowych ptaków. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na końcu świata. Miejsce przepiękne. Po śniadaniu, które zjedliśmy w towarzystwie zwierząt, udaliśmy się na zwiedzanie kolonialnego miasta Georgetown (Janjanbureh), gdzie otrzymaliśmy kolejną lekcję historii tego niewielkiego kraju.
Wczesnym popołudniem zaczęliśmy wracać w kierunku hotelu. Jednak nie była to podróż non-stop, ponieważ zatrzymaliśmy się w kilku ładnych miejscach, jak np. w Bintang Bolong Lodge, gdzie zjedliśmy obiad i mogliśmy zobaczyć potężne baobaby. Podjechaliśmy również do typowej, gambijskiej wioski, gdzie podarowaliśmy mieszkańcom lekarstwa, maskotki i ubrania (niestety niektórzy podróżni rozdawali również cukierki)… Do hotelu wróciliśmy tuż przed dziewiętnastą.